Będąc tak blisko Himalajów nie sposób było ich nie zobaczyć. Postanowiliśmy udać się do Darjeeling, czyli górskiego miasteczka polecanego na trekkingi, znajdującego się na granicy z Nepalem. Niestety z powodu osłabienia Oli po chorobie musieliśmy odpuścić jakiekolwiek dłuższe trekkingi, za to poczuliśmy klimat górskiego hinduskiego miasteczka.
Spotkanie z zimą
Nasza podróż oscylowała jak na razie wokół ciepłych miejsc i od czterech miesięcy nie zmarzła nam dupka. Aż do Darjeeling, czyli górskiego miasta na pograniczu z Nepalem. Jadąc ostatni fragment z najbliższego miasta z dworcem kolejowym przed Himalajami, nie wzięliśmy pod uwagę, że pogoda zmieni się tak drastycznie - z 20 do 5 stopni w przeciągu 70 kilometrów.
Do tego w żadnym hotelu nie było ogrzewania! Temperatura w naszym pokoju w ciągu nocy spadała do trzech stopni Celsjusza, a wilgotność była tak duża, że z ust leciała nam para. W ramach rozgrzania się, do plastikowych butelek wlewaliśmy ciepłą wodę i wkładaliśmy ją pod pierzynę, a sami kładliśmy się jeszcze w śpiwór. Pokój podzieliliśmy na dwie strefy pelerynami przeciwdeszczowymi – ciepłą, gdzie spaliśmy, i lodówkę, gdzie były okna i przechowywaliśmy jedzenie. Komfort spania był niewielki, ale na szczęście wszystko rekompensowały widoki! A nie, jednak nie – przez cztery dni była mgła i widoczność na sto metrów.
Zimno! |
Cały dzień w pełnym ubraniu |
Aby łatwiej było ocieplić pokój zasłoniliśmy części pokoju z oknami |
Takie śniadanie otrzymaliśmy gratis - trzy zimne tosty i trochę masła |
Jedyną zmianą między Darjeeling a resztą Indii nie była tylko temperatura. Najbardziej widoczna zmiana objawiła się w ludziach. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak wyobrażamy sobie Nepal. Mieszkańcy nie mieli już typowo hinduskiej urody, która zastąpiona została daleko wschodnią, dominującą religią przestał być hinduizm, a zaczął być buddyzm, wszyscy byli mili i uśmiechnięci. Jeżeli to byłą namiastka Nepalu, to musimy tam pojechać!
Plantacja herbaty
Jak na rejon herbaciany przystało, odwiedziliśmy plantację herbaty. Nie spodziewaliśmy się, żeby istnieje różnica między procesem przetwarzania herbaty na Sri Lance (o którym możecie przeczytać w pierwszym poście o Sri Lance), a w Darjeeling. Okazało się, że cały proces jej przygotowania jest odmienny od lankijskiego z powodu klimatu i wilgotności! Wszystko zaczyna się od wstępnego procesu suszenia naprzemiennie zimnym i gorącym powietrzem, który odbywa się od 6 do 18 dni zależnie od pory roku. Fermentacja zaś odbywa się na świeżym powietrzu, który rzekomo uwalnia w niej antyoksydanty. Następnie liście są ponownie i ostatecznie suszone, by na końcu zostać połamanymi i posortowanymi. W tym rejonie procesy między rodzajami herbaty były bardziej zróżnicowane, dla przykładu zielona herbata jest najpierw suszona, a później fermentowana. Każdy sezon charakteryzuje się też innym smakiem. Niestety przybyliśmy w końcówce zimy, więc herbata nie była zbierana, a fabryka była wyłączona. Pokazywano nam puste pokoje i opowiadano co tu się będzie działo, a herbaciane zbocza były porośnięte roślinami bez liści.
Mimo to będąc w tym słynnym na cały świat herbacianym rejonie chcieliśmy zakupić jej zapas i wysłać do Polski wraz z ciuchami sportowymi, które można było tu dostać dużo taniej niż w Polsce. Początkowo myśleliśmy, że wyślemy paczkę o wadze maksymalnie pięciu kilo. Jednak, gdy wpadliśmy w szał kupowania, skończyło się na 17,6 kilograma. Wszystko szczelnie zapakowaliśmy w dwa kartony, jeden w drugim, skleiliśmy całość taśmą klejącą oraz owinęliśmy 100 metrami foli spożywczej. Nie uchroniło to jednak zawartości i nasza paczka po drodze przeszła dietę cud i doleciała do Polski o 3 kilogramy lżejsza. Niejedna osoba chciałaby w 20 dni stracić trzy kilo, jednak my wolelibyśmy odzyskać nasze dwie świeżo kupione kurtki puchowe, rękawiczki, polary, notatniki…
Zoo i himalaiści
Inną atrakcją miasta było małe zoo, w którym żyły zwierzęta z rejonu Himalajów. Ola ma ambiwalentny stosunek do zoo – z jednej strony bardzo lubi oglądać zwierzaki, z drugiej wewnętrznie buntuje się przed traktowaniem ich jako rozrywki, szczególnie gdy zapewnione mają złe warunki. Tu niestety każde zwierzę było ściśnięte na zdecydowanie za małej powierzchni, a duże koty oddzielone były od siebie jedynie siatką, co powodowało między nimi negatywne interakcje. Trzeba jednak oddać, że ogród zoologiczny w Darjeeling cieszy się sporymi sukcesami w rozmnażaniu pand czerwonych.
Niewielkie klatki, słabe zabezpieczenia i duża liczba zwierząt powodowały, że były one bardzo widoczne. Wiele z nich to zwierzęta u nas „niedostępne”. Tak więc widzieliśmy dużo owiec, kóz z szalonymi rogami, wielkie koty, w tym leoparda śnieżnego, tygrysa bengalskiego i czarną panterę, niedźwiedzie azjatyckie oraz wspomniane wcześniej czerwone pandy. Mimo iż w sumie było niewiele więcej niż 150 zwierząt, spędziliśmy tam ponad trzy godziny!
Inną atrakcją znajdującą się na terenie zoo było Muzeum Himalaizmu z pokaźnym zestawem eksponatów po Szerpie – Tenzing Norgay, który jako pierwszy na świecie, wraz z Edmundem Hillarym, wspiął się na Mount Everest. Było on też pierwszą osobą, która dokonała tego wyczynu dwukrotnie. W muzeum pokazano ewolucje sprzętu górskiego na przestrzeni ostatnich 100 lat – dało nam to do myślenia jak wielkim wyzwaniem był dawniej himalaizm! Zasmuciło nas to, że w gronie wymienianych himalaistów nie było ani jednego Polaka. Widać w świecie liczy się tylko pierwszy, nikt w muzeum nie patrzył na to, kto zrobił pierwsze na świecie zimowe wejście na Mont Everest od zachodniej strony.
Kryzys i wyjazd
Wyjazd z Indii, co w samo w sobie zajęło pięć dni, był karkołomnym zadaniem. Tu też dopadł nas kryzys podróżniczo-egzystencjonalny. Zimno, zmęczenie, ciągłe przemieszczanie oraz kłótnie w wiecznie spóźniających się pociągach o nasze miejsca, spory z tuk-tukami o wcześniej ustaloną kwotę, ze sklepikarzami o zawyżanie cen, chociaż ich maksymalny koszt jest napisany na każdym produkcie (bardzo przydatne!)… to wszystko dawało się sporo we znaki. Czy nie wygodniej i przyjemniej byłoby zostać w tym czasie w Polsce? Czy więcej dobrego dla świata nie zrobilibyśmy, gdybyśmy zamiast poświecić się swojej przyjemności, oddali się pracy społecznej? Czy podróż nas w jakikolwiek sposób rozwija? Jak na razie zamiast rozwoju duchowego i ubogacenia przychodzi zblazowanie, a każde kolejne odkryte niesamowite miejsce przychodzi wzbudza coraz mniej zachwytu. Pamiętamy, jak zachwycaliśmy się pierwszą krową na autostradzie w Gruzji, by w Indiach nawet nie zwracać już na nie uwagi. Podobnie z wielbłądem, dla którego w Iranie specjalnie zatrzymaliśmy auto. W Omanie nie robiły już większego wrażenia. Podobnie niestety dzieje się z wieloma innymi fenomenami, jak często przekraczająca oczekiwania życzliwość ludzka, która po Iranie i Omanie nie dziwi. Podróż jest po prostu egocentryczną, hedonistyczna przyjemnością i obawiamy się, że niewiele ona tak naprawdę wnosi..
Może kryzys wynika z tego, że zbyt intensywnie patrzyliśmy na Indie przez filtr zachodnich sterylnych standardów czystości i naszych norm, nie uwzględniając kultury, której nie da się przecież tak łatwo poznać. Wiedzieliśmy, że bekanie po posiłku oznacza komplement dla jego smaku, więc może inne zachowania też mają swoje (ukryte dla nas) znaczenia? Mimo dużej ilości prób, wiele zachowań wykraczało poza nasz obszar zrozumienia i ciężko nam uwierzyć, że plucie po ścianach, defekacja na środku wysprzątanego parku (mając 10 metrów dalej ubikację), czy sikanie na samochody są elementem kultury.
To, że są to zachowania niepożądane świadczy morze znaków zakazujących ich i ostrzegających przed grzywną. Indie borykają się z ogromnym problemem zanieczyszczenia środowiska. Zaskoczyła nas ilość murali, znaków oraz sztuki zachęcającej do dbania o środowisko, oszczędzania wody, nie wyrzucania śmieci gdzie popadnie, czy do ich nie palenia. Głównie takie hasła pojawiały się na murach szkół, ponieważ rząd indyjski stara się uświadomić jak najmłodszych, by od dzieciństwa dbali o środowisko. W wielu miastach zaczynają pojawiać się śmieciarki grające głośną muzykę, by mieszkańcy wiedzieli, że się zbliża i zamiast wyrzucać śmieci na ulicę, wyrzucili je do niej. W kilku stanach zakazana jest sprzedaż foliówek i plastikowych rurek. O tym jak indyjski rząd walczy z problem zanieczyszczenia środowiska warto posłuchać klikając tutaj.
Może kryzys wynika z tego, że zbyt intensywnie patrzyliśmy na Indie przez filtr zachodnich sterylnych standardów czystości i naszych norm, nie uwzględniając kultury, której nie da się przecież tak łatwo poznać. Wiedzieliśmy, że bekanie po posiłku oznacza komplement dla jego smaku, więc może inne zachowania też mają swoje (ukryte dla nas) znaczenia? Mimo dużej ilości prób, wiele zachowań wykraczało poza nasz obszar zrozumienia i ciężko nam uwierzyć, że plucie po ścianach, defekacja na środku wysprzątanego parku (mając 10 metrów dalej ubikację), czy sikanie na samochody są elementem kultury.
To, że są to zachowania niepożądane świadczy morze znaków zakazujących ich i ostrzegających przed grzywną. Indie borykają się z ogromnym problemem zanieczyszczenia środowiska. Zaskoczyła nas ilość murali, znaków oraz sztuki zachęcającej do dbania o środowisko, oszczędzania wody, nie wyrzucania śmieci gdzie popadnie, czy do ich nie palenia. Głównie takie hasła pojawiały się na murach szkół, ponieważ rząd indyjski stara się uświadomić jak najmłodszych, by od dzieciństwa dbali o środowisko. W wielu miastach zaczynają pojawiać się śmieciarki grające głośną muzykę, by mieszkańcy wiedzieli, że się zbliża i zamiast wyrzucać śmieci na ulicę, wyrzucili je do niej. W kilku stanach zakazana jest sprzedaż foliówek i plastikowych rurek. O tym jak indyjski rząd walczy z problem zanieczyszczenia środowiska warto posłuchać klikając tutaj.
Może po prostu Indie to nie jest kraj, który da się z przyjemnością zwiedzać niskobudżetowo, a może nie umieliśmy wykorzystać jego oferty kulturalno-duchowej? Jedno jest pewnie – na pewno nie wrócimy do Indii.
Indie w pigułce, czyli nasze rekomendacje doświadczeń, miejsc, kuchni:
Co zjeść lub spróbować:
Przede wszystkim znaczna cześć społeczeństwa Indii jest wegetarianami (który jest inaczej definiowany niż polski, bo uwzględnia niejedzenie jajka i uwzględnia niejedzenie ryb), więc cały kraj był do tego przygotowany. Wszystkie produkty mają oznaczenie czy są wegetariańskie, dla nikogo nie było dziwnym, że Ola nie je mięsa.
- Smażony ryż – dostępny w każdej formie. Większość dań bazuje na ryżu
- Dal – potrawka z ciecierzycy lub innych produktów strączkowych
- Thali – ryż i roti z wieloma różnymi dodatkami. Zawsze podawane na metalowym talerzu
- Dosa – ogromny chrupki naleśnik z różnymi nadzieniami, podawany z sosem pomidorowym oraz kokosowym
- Uttapam – coś w rodzaju frittaty z warzywami. Bardzo smaczne!
- Przekąski –
Co zrobić i zobaczyć:
Garść statystyk:
- Przejechać się nocnym pociągiem lub autobusem sypialnym
- Odkryć ruiny kompleksów w Hampi
- Zobaczyć najładniejsze świątynie, jakie widzieliśmy - w Palitanie
- Spróbować paru z tysięcy przekąsek na ulicy
- Zobaczyć indyjską wieś
- Pogłaskać świętą krowę
- Zwiedzić różowe miasto Jaipur
- Doświadczyć Varanasi
- Napić się herbaty i pójść na trekking w Darjeeling
- Spróbować CouchSurfingu w Indiach - Indusi są niesamowicie gościnni!
- Obejrzeć bollywódzki film w kinie
- Wkręcić się na hinduskie wesele (nam się nie udało :( )
- Odwiedzić Animal Aid Unlimited w Udaipurze
- Przejechać się tuk tukiem
Garść statystyk:
- O kraju:
- Mieszkańców (w tym w stolicy): 1 339mln (18,98mln / 1,5%) [A][B]
- PKB per Capita PPP (ile % Polski aktualnie / kiedy było takie w Polsce): 7,1k$ (24% / 1994)[C]
- Średnia pensja: 5 440 INR (270 PLN)[D]
- Cena bochenka chleba: 40 INR (2 zł)
- Rekord w swojej kategorii: ilość Indusów stojących wokół i zastanawiających się co robimy - 30
- O naszej podróży:
- Ilość stopów / ilość kilometrów nimi przejechana: 0 / 0
- Ilość nocy w namiocie/będąc zaproszonym/w hostelu/w pociągach: 0 / 7 / 28 / 10
[A] https://www.google.com/search?q=India+population
[B] https://www.google.com/search? q=Delhi+population
[C] https://data.worldbank.org/indicator/NY.GDP.PCAP.PP.CD?locations=PL-IN
[D] https://tradingeconomics.com/india/wages
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz